Nie mówię, że jestem idealnym rodzicem. Znam swoje wady, staram się nad nimi pracować. Jednak czasami widzę zachowania różnych rodziców i zastawiam się jak oni mogą być tacy w stosunku do swojego dziecka.
Czekałam w kolejce żeby załatwić jedną sprawę. Byłam akurat bez dzieci, zostały w domu z mężem. Ta mama widocznie nie miała z kim zostawić swojego dziecka, doskonale to rozumiem. Nie raz musiałam zabrać dziecko ze sobą i opanować je podczas nudnego oczekiwania na swoją kolej.
Mam jednak zdawała się być bardzo poirytowana tym, że dziecko nie potrafi usiedzieć na jednym miejscu. Nie oczekiwałabym tego w sumie od 4 latka, bo na tyle wyglądało.
Dziecko się nudzi, szuka sobie zajęcia. Zagląda w różne miejsce, dotyka różnych rzeczy. Jest ciekawe świata i znudzone. Znam to doskonale i nie mam do dziecka pretensji o to, myślę, że nikt normalny też nie zwraca na to uwagi.
Matka jednak zdawała się być mocno poirytowana tym, że dziecko nie chce siedzieć grzecznie. Była nerwowa, wręcz nieprzyjemna dla swojego dziecka. To głównie jej zachowanie sprawiało, że ludzie wymieniali między sobą spojrzenia, a nie harce małego dziecka, które próbowała przywołać do porządku.
Ale co właściwie ta matka zrobiła takiego, że uznałam, że warto o tym napisać? Chodzi mi o ogólną agresję i złość, z którym podchodziła do dziecka. Brak tutaj było jakiejkolwiek wyrozumiałości. Groźby, straszenie, szarpanie.
W pewnym momencie dziecko uderzyło się w głowę. Niezbyt mocno, nie na tyle by jako osoba postronna reagować. Matka zamiast dziecko przytulić, skarciła je i kazała się uspokoić. To pierwsza sytuacja, która wywołała we mnie zdziwienie. Jak można nie przytulić swojego dziecka, gdy zrobi sobie krzywdę i go nie pocieszyć.
To pierwszy moment, ale był też drugi. Pewien mężczyzna, który był w kolejce obok tej mamy, widząc, że nie radzi sobie z zainteresowaniem czymś dziecka, chciał z nim porozmawiać.
Zaczął więc pytać o pewne rzeczy, ale mam nie czekała, aż dziecko odpowie, a odpowiadała za nie i to w dodatku krytykując je za każdym razem!
Mężczyzna pyta „a lubisz psi patrol?” – widać, że też tata i jest w temacie :) Mam za to nie czekając „a jak, dać mu telefon to cały dzień będzie siedział w bajkach”. Kolejne pytanie „umiesz już policzyć do dziesięciu?”. Znów matka nie czekając na odpowiedź wtrąca za dziecko „a gdzie tam uczyć mu się nie chce niczego”.
Naprawdę nie potrafię zrozumieć takiego zachowania. Tłumienia swojego dziecka, nieokazywania mu zainteresowania i uczucia. Oczywiście mama mogła być już zmęczona i zdenerwowana. Mimo wszystko jednak, też mam czasem dosyć, ale staram się zawsze panować nad sobą. To ja tu jestem dorosła, ja muszę myśleć za nas dwoje. Co o tym myślicie?